Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
wykrzyknęła matka.

Ojciec ze zdumienia wykonał ruch, jak gdyby miał złapać podrzuconą piłkę.

- To mój brat... - powtórzyła cichym głosem Kawrygina. - Nie mieliśmy z nim łatwego życia... Naprzód uczył się w seminarium duchownym. Wypędzono go za kradzież... Potem siedział w więzieniu... Namówili go... Został agentem "ochrany"... Nie chcieliśmy go znać... Przychodził... Szantażował... Cóż, nikt z nas nie jest bez grzechu... Okradł pana... Przedtem okradł nas... U męża znalazł jakieś listy... Nie mogliśmy dopuścić do kompromitacji... Miał nas w ręku... Okropne! Okropne! Przecież nie mogłam przyznać się, że to mój brat! Chroniliśmy przed nim Alioszę... Teraz mi wszystko jedno...

Zapanowało kłopotliwe milczenie.

Podszedłem
wykrzyknęła matka.<br><br>Ojciec ze zdumienia wykonał ruch, jak gdyby miał złapać podrzuconą piłkę.<br><br>- To mój brat... - powtórzyła cichym głosem Kawrygina. - Nie mieliśmy z nim łatwego życia... Naprzód uczył się w seminarium duchownym. Wypędzono go za kradzież... Potem siedział w więzieniu... Namówili go... Został agentem "ochrany"... Nie chcieliśmy go znać... Przychodził... Szantażował... Cóż, nikt z nas nie jest bez grzechu... Okradł pana... Przedtem okradł nas... U męża znalazł jakieś listy... Nie mogliśmy dopuścić do kompromitacji... Miał nas w ręku... Okropne! Okropne! Przecież nie mogłam przyznać się, że to mój brat! Chroniliśmy przed nim Alioszę... Teraz mi wszystko jedno...<br><br>Zapanowało kłopotliwe milczenie.<br><br>Podszedłem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego