głowę do góry i wzdycham. Świt sączy się przez szparę zaciemniającej kotary. Jakieś westchnienie odpowiada w głębi korytarza. Echo czy złudzenie? Wzdycham znów. Znów odpowiada mi westchnienie. Wstaję i odchodzę. Za kolumną stoi Max Pfitzner. Jedną ręką opierając się o kolumnę podpiera czoło, w drugiej trzyma fotografię żony i dziecka. Szlocha.<br>Przechodzę tak blisko niego, że nie mogę się nie zatrzymać.<br>- No, no, Max, co tam?<br>- Ach, och - szlocha Max - już dłużej nie mogę. Tam moja żona i dziecko, cóż ja tu... Cóż mnie tu... ach, och.<br>- No, Max, no - mówię - tak nie można. Wojna się skończy, wszyscy wrócimy do domu