na jarmark do Krościenka, to ich po drodze rewidowali, czy nie mają jakiegoś towaru przemycanego ze Słowacji.<br>- Moją mamę przyłapali kiedyś u kuzynki na Słowacji, to zabrali ją najpierw do Nowego Sącza, a potem przez trzy miesiące, raz w tygodniu musiała się meldować na posterunku w Czorsztynie - wtrąca pani Genowefa.<br><br><tit>Sznurówki z przemytu</><br><br>Przemycało się jednak zawsze. Za okupacji do Słowacji wożono sodę kaustyczną, sól, gwoździe, do Polski przywoziło się głównie żywność, materiały, obuwie - opowiada Marian Grywalski. - Co cztery godziny zmieniała się straż i ten moment Polacy wykorzystywali - z towarem na plecach przekraczali granice. Za przemyt groził Oświęcim, ale nie słyszałem