w swojej zacisznej pracowni, co dzień witając i żegnając jakiegoś nieboszczyka, bez większych niespodzianek. Aż do dnia, kiedy przywieziono mu zwłoki niejakiego Alojzego P.<br><q>- Zamarzł na śmierć, biedak</> - powiedział sanitariusz, który go przywiózł <q>- zima jest mroźna tego roku, to nie dziwota, że ludzie zamarzają.</><br><q>- Później się nim zajmę</> - powiedział pan Waldek, zwracając się równocześnie do zmarłego. <q>- Chyba nigdzie ci się nie spieszy, Alojz? Nie masz na resztę dnia jakichś poważniejszych planów? A w ogóle, co to za dziwne imię, "Alojzy"? W mojej rodzinie jakiemuś dawnemu przodkowi też tak dano na chrzcie. Nie miał gość łatwego życia, oj nie miał. A umarł