biedne i dramatyczne dzieciństwo chłopaka z Walii, posłużyła urodzonej w Polsce angielskiej reżyserce Helenie Kaut-Howson za materiał do retrospektywnej scenicznej relacji, przepełnionej patosem i sentymentem nie najlepszego niestety sortu, osuwającej się miejscami w kicz, a montowanej, owszem, sprawnie, acz sposobami bliźniaczo podobnymi do starych przedstawień Lubimowa czy Dodina. Ratowało Walijczyków wytrawne aktorstwo (dorośli wykonawcy wchodzący w role wyrostków bez udawania i bez śmieszności), ratowało przejęcie, z jakim grali ów ważny w swojej literaturze tekst - niemniej, zwłaszcza wobec pozostałych pozycji festiwalowego repertuaru, staroświeckość tego dobrego w sumie przedstawienia zdawała się dojmująca.<br><br>Z dwojga staroświeckich relacji - teatralnych portretów ludzi na życiowej drodze