Wania, Waniuszka! A bodajś pękł! Waniuszka! Gdzie jesteś?<br><br>- Lecę, mateczko! - wołał Wania i po chwili ukazywał się już w oknie, żeby pochwalić się, jak szybko potrafi wbiec po schodach.<br><br>Pewnego dnia ciotka Mandrowska - tak ją bowiem nazywaliśmy między sobą - zjawiła się niespodziewanie na podwórzu z pogrzebaczem w dłoni i goniąc Wanię, wołała śpiewnym, czułym głosem:<br><br>- Waniuszka! A bodajś skisł, diable przeklęty! Zatłukę cię!<br><br>Wywijała przy tym pogrzebaczem, a wyraz jej grubych warg i wybałuszonych oczu budził przerażenie.<br><br>Wania uciekał co sił, krył się za występami muru i za skrzynią śmietnika, aż wreszcie zapędzony w róg podwórza, wpadł w ręce matki. Z