że za chwilę nas rozdziobią, ale Orłowski spokojnie wyjaśnił, że póki mają co jeść, nie zaatakują ludzi; stał nieruchomo, po swojemu lekko przygarbiony, jakby pochylał się nad dywanem z ptaków, i z wielkiego, parcianego wora podawał Milenie chleb, który ona drobiła i rzucała, siejąc w krąg skrzek, pisk i łopot.<br>- Wcale nie czułaś przed nimi respektu - opowiadam przy śniadaniu. - Cieszyłaś się i śmiałaś jak dziesięciolatka, a ich były przecież setki, tysiące. Całe pole po horyzont w ptakach.<br>- W ogrodzie jest ich mnóstwo, musiałeś je słyszeć nad ranem przez sen.<br>Orłowski już przed śniadaniem poszedł się przejść i wrócił tylko na chwilę