Tomek. Którejś nocy, lekko pijany,<br>omsknął się jakoś czy coś, w każdym razie spadł z dziury w suficie<br>prosto na świeczki. Tak. Parafina rozbryznęła się po całym kręgu<br>wtajemniczonych. To znaczy jeszcze nie, jeszcze nie byliśmy<br>wtajemniczeni. Stanowiliśmy wówczas tylko paczkę przyjaciół. Ale tak,<br>to było wtedy. Wtedy powstał Klub Węża. Bo tej nocy, już prawie nad<br>ranem, po tym cudownym obrzędzie, Krzysiek wstał w ciemnościach i<br>uroczystym głosem oświadczył, że każdy, kto ma na sobie kropelki<br>zastygłej parafiny i przeszedł rytuał inicjacji, może od dziś czuć się<br>pełnoprawnym członkiem Klubu. Nazwaliśmy się Klubem Anakondy. Żeby już<br>tak dosłownie nie kopiować