lotnicy. Politruk miał jej sporo. Na strychu znalazło się całe bogactwo. Stosy pożółkłych, do połowy zapisanych zeszytów w zabawne fioletowe linie i kratki. Były wśród nich i do kaligrafii, znaczone szerszą i dwoma wąskimi linijkami. Musieli zapisywać je młodzi Borowscy, gdy byli dziećmi. Należało wyrwać zużyte stronice, reszta była dobra. Wyszperały także garść mniej lub więcej wypisanych ołówków, pogryzione kredki, całe pudełko najróżniejszego rodzaju stalówek, począwszy od prostych "serków" kończąc na pozłacanych, dostojnych "krzyżówkach".<br>Rano przed oficyną kotłowała się chmara dzieciaków. Turlały się w śniegu, ciskały kulami, darły się jak opętane. Zobaczywszy Hanię, rzuciły się ku zamkniętym drzwiom.<br>- My pierwsze, my