szopie, przy piecu, na którym warzył się wrzątek.<br>Miłość jego dojrzewała wśród kłębów pary i swądu spalanej ropy, nie licząc tych krótkich przechadzek, gdy odprowadzał ją do ziemianki. Miał dla niej czułość wielką, czułość dla oczu, policzków, ust, dla całej drobnej i zgrabnej postaci, której nigdy nie trzymał w objęciach. Zadziwiało go, że nie pragnął tak swojej żony, Kirgizki, gdy bardzo się w niej zadurzył, zanim została matką Wasyla, ani żadnej z dawnych kochanek, z którymi sypiał do woli, choć przypadkowo. Musiał zaznać niespodziewanej przemiany, skoro niegdyś był zdolny tylko do pożądania, które łatwo było zaspokoić. Czuł się wywyższony we własnych