a czasami nawet kanapki. Dyrektor klubu, Mohammad Aref, człowiek o chytrej, lisiej twarzy, dbał, by jego goście czuli się swobodnie i bezpiecznie. Baczył też, by nie musieli wyruszać w miasto w poszukiwaniu niczego poza ciekawymi, wartymi opisania historiami. Przed klubem zawsze czekali przewodnicy, tłumacze i kierowcy, gotowi spełnić każde życzenie. Zawsze była tu czysta woda, dobre jedzenie i zawsze działał satelitarny telefon. I tylko parę kroków dzieliło to miejsce od Klubu ONZ, jedynego w całym mieście lokalu, gdzie cudzoziemcom wolno było pić alkohol.<br>To wyjątkowo korzystne położenie klubu powodowało, że pokoje nigdy nie świeciły tam pustkami. Mohammadowi Arefowi nie zdarzyło się jednak