bluzeczce z jedwabiu;<br>Na stopach miała uczniowskie skarpetki,<br>Które zaledwie okryły Jej kostki.<br>Stała na wzgórzu - w tarczy siwych włosów<br>Jakby w zegara słonecznego tarczy.<br><br>Czujna - płochliwa - gotowa do biegu;<br>O, zaraz skoczy i zbiegnie tu na dół,<br>Gdzie pod drzewami stoją długie stoły,<br>Na nich naczynia, książki, ręce kobiet<br>Złożone ufnie obok dłoni mężczyzn,<br>Lub zaplątane w grzywy starych zwierząt.<br><br>...Stała na wzgórzu - nad całym obszarem<br>Epoki - jedna. Nad doliną - światło.<br>Już tak pokorna a wciąż nie wierząca<br>W ścięcie warkoczy, w powieszenie luster,<br>W krzyżową mękę spustoszałych okien,<br>W myśli ostatnie, błędne rozstrzelanie.<br><br>I miał gong wybić. Ten radosny