nietrwały w rozrzutności swojej:<br>Wpierw: ołtarz - już po chwili: oaza wśród palm,<br>Która blednie, wiotczeje, w łabędzia się zmienia,<br>Ów zaś topi się strugą bławatkowych piór.<br><br>Jakby ktoś niecierpliwy z bezładnym pośpiechem<br>Dawał znaki i nagle odwoływał znak,<br>Rozpoczynał rysunek i darł swoje szkice,<br>Przekreślał pierwsze strofy sonetów czy ód,<br>Zmieniał efekty, gardził własną wyobraźnią -<br>Stwarzał, by niszczyć, złota nie szczędząc ni barw,<br>Aż znużeni, od niebios odwracamy oczy.<br>(...)</><br><br>Widać stąd, że nie był to gwałtowny przełom, ale stopniowe porzucanie, z żalem <br>i spoglądaniem poza siebie, utraconego świata. Wszystko w tym obszernym utworze <br>zasługuje na uwagę, a nawet głębszą analizę. Ograniczmy