odpowiedziałem: Marysiu, a jaka ty jesteś dobra, że mnie nie zabiłaś. I wtedy okazało się, że sprawa jest poważna, bo katechetka opowiadała o rodzicach, którzy zabijają poczęte dzieci. Miałem dwa wyjścia, albo chodzić w niezasłużonej glorii dobrego człowieka, który nie zabił własnego dziecka, albo wytłumaczyć jej, że siostrze chodziło o aborcję, a ta zabójstwem nie jest. Wybrałem drugie. I syn, i córka stracili wiarę na lekcjach religii, właściwie bez mojego udziału.<br>Generalnie rzecz biorąc, obawy o masową dyskryminację dzieci, które nie chodzą na religię, nie potwierdziły się. Przeciwnie, w niektórych szkołach bywa, że <orig>niechodzący</> na religię są postrzegani jako uprzywilejowani; mają