powietrza, kołysane na jego elastycznych poduszkach, wśród płaskich, zgęszczonych obłoków tytoniowego dymu, niby ciała renesansowych anielic, w rytmicznym łopocie rozcapierzonych, jak wytarte skrzydła motyle, wypełzłych szarf <page nr=24>.<br>Pierre w jednej chwili zrozumiał wszystko. Sprężynka trzasła, przerzucając go ostatnim odskokiem w inną rzeczywistość.<br>Tak, to był raj. Pierre zrozumiał to od razu, aczkolwiek nie będąc religijnym nie wyobrażał sobie nigdy dokładnie tej instytucji. Odgadł to po błogim odrętwieniu, rozlewającym się po jego żyłach, po dźwiękach jakby znajomej, niegdyś w ubiegłym życiu raz już słyszanej rajskiej muzyki, po szeleście skrzydeł kołujących powoli anielic. Tylko dlaczego obłoki tak bardzo przypominają dym tytoniowy, a destylator ambrozji