porozumienia między artystą a odbiorcą, wzbogaciliśmy paletę odcieni, ułomnym doprawiliśmy kończyny, zakompleksionym doszyliśmy penisy, chudych pogrubiliśmy, mali wzrośli niczym egzotyczne rośliny, mieszaliśmy woń używki z zapachami farby, przez uchylone okno wpływały wonie powietrzne ciepłego popołudnia, pachniało piwo i muzyka ze zdezelowanego magnetofonu, choć był też tam chyba adapter i porysowane analogi. Było ciepło. Po drugiej stronie Krakowskiego Przedmieścia, pod kasztanami, między wydziałami historii i polonistyki jak zwykle siedziało kilka osób popijając "Królewskie", wtedy szczyt marzeń, kto z nas teraz pije "Królewskie"? Chyba tylko Runio i Pawik. Ten pierwszy sprzedając książki pod Instytutem Węgierskim, zacierając marznące ręce i mówiąc: ale się wczoraj