Typ tekstu: Książka
Autor: Pankowski Marian
Tytuł: Fara na Pomorzu
Rok: 1997
nieskończenie". Otworzysz je, a tam kłębuszek smagłych nut, z których pisklę łyse, a z niego słowik solista! Idziesz sobie nad potokiem, a tu z pobliskiej łoziny szloch tego kabotyna, że uszy zatykać". Ziewnął. Odsunął mapnik, położył się i poczuł z przyjemnością, że zasypia.
Z drzemki wyrwało go tym razem nie anielskie dzwonienie, lecz zwykłe hotelowe pukanie.
- Taak?
W drzwiach uchylonych Gerta. Patrzy jak wtenczas w Gasthauzie.
- Bałam się, że może pan profesor chory... Ksiądz proboszcz czeka. Jeszcze na dłonie wody kolońskiej. Jeszcze włosy przygładzić. Schodził, czując pod stopami stopień za stopniem.
Proboszczowi na pewno udał się dzień, bo twarz miał zadowoloną
nieskończenie". Otworzysz je, a tam kłębuszek smagłych nut, z których pisklę łyse, a z niego słowik solista! Idziesz sobie nad potokiem, a tu z pobliskiej łoziny szloch tego kabotyna, że uszy zatykać". Ziewnął. Odsunął mapnik, położył się i poczuł z przyjemnością, że zasypia. <br>Z drzemki wyrwało go tym razem nie anielskie dzwonienie, lecz zwykłe hotelowe pukanie. <br>- Taak? <br>W drzwiach uchylonych Gerta. Patrzy jak wtenczas w Gasthauzie. <br>- Bałam się, że może pan profesor chory... Ksiądz proboszcz czeka. Jeszcze na dłonie wody kolońskiej. Jeszcze włosy przygładzić. Schodził, czując pod stopami stopień za stopniem. <br>Proboszczowi na pewno udał się dzień, bo twarz miał zadowoloną
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego