krzyże w oknach obiecywały torturę, każdy dzwonek wzywał na Sąd Ostateczny, stare meble ostrzegawczo trzeszczały, z nieba wyzierały tajemnice. <br>Najcięższa do zniesienia bywała cisza przy stole. Róża jadła powoli, pięknie operując dużymi rękami. Jej rysy - zastygłe w obcości - ziały chłodem. Tylko szczęki skrzętnie mełły jadło i raz po raz blask apetytu rozświetlał okolicę ust. W przerwach między jedną a drugą potrawą opierała brodę na splecionych dłoniach, z przymkniętymi oczami zdawała się usypiać. Zmarszczki, skurcze, humory opuszczały twarz, jakieś natchnienie, podobne do śmierci, zasnuwało całą postać. Marta nie mogła opanować myśli, że dzieje się coś ważnego, groźnego, że niezrozumiała potęga, która rządzi