kalendarz leży na stole, przy którym siedzimy i rozmawiamy. W Ziouani nazywają to miejsce parkiem, ale w gruncie rzeczy jest to zaledwie skrawek udeptanej ziemi, a na niej kilka ławek i stołów z drewna ciosanych. Przed słońcem chroni nas żółty, reklamowy parasol browaru Piast. W upalne dni piwo jest tutaj artykułem pierwszej potrzeby. W bezcłowym sklepie kosztuje marne grosze. Kto chce, może tam kupić także perfumy dla żony, francuskie koniaki, japońską stereofoniczną wieżę, a nawet pralkę. Obiegową walutą są dolary, ale większość załogi uważnie liczy zielone banknoty, przecież przyjechali tutaj, żeby oszczędzać.<br><gap><br><br><tit>ROMAN FRISTER Z IZRAELA</><br><br>Trzy bramy wiodą z Ziouani