zasłaniając przyrodzenie, ale szczęśliwy i pewny ponownie przechodzę, lecz ku mojemu zaskoczeniu bramka znów dzwoni, nie mam na sobie żadnych łańcuszków, pierścionków, kolczyków, ochroniarze już jednak wiedzą, pukają się w czoło, śmieją, dwóch z nich podchodzi do mnie, stanowczo chwytają mnie za ramiona, trzeci wyciąga z biurka hebanowe pudełko z atłasowym dnem, wyjmuje srebrny inkrustowany nożyk i jednym pewnym ruchem odcina mój napletek. Rzuca go na biurko, między papiery, które plami ciemną krwią.<br>Dlaczego się boisz, skoro wiesz, że jesteś śmiertelny?<br>Zbyszek stoi nade mną z tą kartką papieru, Henia kładzie mi na czoło zimny okład. Znowu coś nie tak, myślę