w Indiach. "Gdzie będziecie, może się jakoś umówimy?" Najlepiej we wtorek o szesnastej. Wykręcał się, jak mógł, i żadnych namiarów im nie dawał. "Jak tu dotrą, będę się chował po zacienionej stronie ulic". Poza tym groziło mu, że straci wyłączność. Jeśli wszyscy zaczną jeździć do Indii, jego wyjazd straci na atrakcyjności. Będzie częścią pospolitego ruszenia zblazowanej stolicy. On chciał być inny. A był przecież z warszawki.<br>W hotelu, w pokoju obok odbywała się dzika balanga. Francuz, zarośnięty i długowłosy Chris, przyjechał właśnie drogą lądową przez Turcję, Iran i Pakistan. Max, jako początkujący, patrzył na niego z podziwem i chciał o wiele