Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
się to niemożliwe: ja przecież miałem władzę, moja wola stawała się obowiązującym prawem: łączyłem rozdzielonych i umarli powracali żywi, i dziękowałem za ten dar, choć przysługiwał mi jedynie w myślach, tu nie obowiązywały mnie żadne ograniczenia, ale - i to było moje największe zwycięstwo - mogłem naprawdę być, kim chciałem...
a tymczasem autobus toczył się drogą do Jerozolimy i siedzący obok mnie przy oknie Felek, i Albin na sąsiednim siedzeniu wpatrywali się w krajobraz sprzed blisko dwóch tysięcy lat i raz po raz wołali z zachwytem:
- Spójrz no tylko, Drzejku!...
i wywołany po imieniu z zamyślenia patrzyłem na czerwone skały na pustyni, na
się to niemożliwe: ja przecież miałem władzę, moja wola stawała się obowiązującym prawem: łączyłem rozdzielonych i umarli powracali żywi, i dziękowałem za ten dar, choć przysługiwał mi jedynie w myślach, tu nie obowiązywały mnie żadne ograniczenia, ale - i to było moje największe zwycięstwo - mogłem naprawdę być, kim chciałem...<br>a tymczasem autobus toczył się drogą do Jerozolimy i siedzący obok mnie przy oknie Felek, i Albin na sąsiednim siedzeniu wpatrywali się w krajobraz sprzed blisko dwóch tysięcy lat i raz po raz wołali z zachwytem:<br>- Spójrz no tylko, Drzejku!...<br>i wywołany po imieniu z zamyślenia patrzyłem na czerwone skały na pustyni, na
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego