nie ma jeszcze prawa stanowić o sobie. Pozwolił opatulić sobie nogi kocem. Kątem oka obserwował tamtego człowieka, inteligencka twarz, myśląca i zagubiona, uparcie patrzył przed siebie. Całą drogę milczeli, śnieżek ciął, silnik powarkiwał. <br>We młynie towarzysz Karpik, tęgi, o nalanej twarzy, pocił się nad kartką papieru. Otoczony gronem akolitów różnego autoramentu. Jeden, dociekliwy, odważył się mieć wątpliwość i nachylił się do towarzysza Karpika, wyjawił ją półgłosem: - Towarzyszu sekretarzu, czy my musimy tak nadskakiwać temu Jassmontowi, co on może, czy warto, czy to się nam kalkuluje? Towarzysz Lenin przestrzegał. Przekonywać musimy robotników, profesorów uniwersytetu nie musimy przekonywać, możemy ich kupić. <br><br>- Wnieśli, tak