Myślę, że mnie poznaje, ale okazuje się, że bierze mnie za kogoś innego. Oblizuje spieczone wargi i mówi z trudem:<br><br>- Konie popłynęły do Warszawy... Za dużo szpilek... Odnieście język... Przecież kazałam Tekli... Język nie może leżeć...<br><br>Ojciec po długim zastanowieniu daje matce łyżeczkę herbaty.<br><br>Doktor Karawajew przychodzi dwa razy dziennie, bada puls, przykłada słuchawkę do serca, zagląda pod powieki, robi zastrzyki i stoi nad łóżkiem jakby zawstydzony własną bezradnością.<br><br>Często zagląda też Polina, pani Kociubińska, Stiebłowa...<br><br>Tak upływają dni i tygodnie.<br><br>Z chwilą gdy doktor Karawajew uznał stan za beznadziejny, ojciec zdecydował się zatelegrafować do Warszawy, do ciotek.<br><br>W połowie lipca