Typ tekstu: Książka
Autor: Bratny Roman
Tytuł: Kolumbowie - rocznik 20
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1957
jak gdyby patrzył na nich z wyżyny nieosiągalnego dla nikogo uniesienia. Miał do tego prawo. Na myśl o wuju, oczekującym nad swoim zielonym stolikiem, zaśmiał się głośno, aż poderwał z werandy starego wyżła. Rober szczeknął i poznając go, leniwie pokręcił ogonem.
- Jestem - całował matkę. Obszedł dokoła stół.
- Akurat na kolację... - bąknęła dwuznacznie ciotka. Czekali widocznie na niego.
Olo jadł dużo, z ostentacyjną niedbałością nabierał na talerz, krajał szeroko chleb, gadał głośno i nie zauważał bezlitośnie spojrzeń wuja w stronę bocznego stolika.
- Dziękuję - wstał od stołu, zdejmując z kolan aparat. Musiał tu, zaraz, wywołać nieprawdopodobne zdjęcia - szalone. W tym momencie potknął się
jak gdyby patrzył na nich z wyżyny nieosiągalnego dla nikogo uniesienia. Miał do tego prawo. Na myśl o wuju, oczekującym nad swoim zielonym stolikiem, zaśmiał się głośno, aż poderwał z werandy starego wyżła. Rober szczeknął i poznając go, leniwie pokręcił ogonem.<br>- Jestem - całował matkę. Obszedł dokoła stół.<br>- Akurat na kolację... - bąknęła dwuznacznie ciotka. Czekali widocznie na niego.<br>Olo jadł dużo, z ostentacyjną niedbałością nabierał na talerz, krajał szeroko chleb, gadał głośno i nie zauważał bezlitośnie spojrzeń wuja w stronę bocznego stolika.<br>- Dziękuję - wstał od stołu, zdejmując z kolan aparat. Musiał tu, zaraz, wywołać nieprawdopodobne zdjęcia - szalone. W tym momencie potknął się
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego