biwiem można nie odcytywać, jako gryzącej ironii scen, w których po nieostygłej jeszcze rzezi, z konającym, płonącym w smole i z obciętymi rękami Semenką pod progiem, dokonuje się zaręczyn, zaślubim, a wreszcie zasiada "do kielicha, spłukać z ust proch i krwawiznę" (A dalej: "A weźmy i tego mnicha, który się bał za ojczyznę; obaczym, czy dobrze pije")? Jakże można nie widzieć, że ta, drażniąca zresztą niektórych, dysproporcja tonu pomiędzy dramatycznymi scenami rzezi, a głupstwem zakończenia jest najstraszliwszym oskarżeniem, jakie można było wytoczyć szlacheckiej głupocie i pysze, bezmyślności i barbarzyństwu, które gubiąc Ukrainę jako teren rozsądnego współżycia dwóch kultur, w konsekwencji musiało