wieczora Stefan czekał pod bramą i Marta drżącymi rąkami zapinała bluzkę, szukała torebki, rękawiczek... W salonie matka grała Elegię" Masseneta: <gap> Grała akompaniament fortepianowy do pieśni. Dawniej niezmiernie lubiła tę "Elegię". Kiedy po raz pierwszy kazała śpiewać ją Marcie, rozsierdziła się niemal do ataku nerwowego. <br>- Czy ty jesteś dziewczyna, kobieta czy bałwan drewniany? - krzyczała. - Przecież to nie laurki dla nauczycielki, tu jest żywe uczucie ludzkie, tu jest żal, tu sprawy są jedyne, które minęły i nie wrócą! <br>Podarła nuty, później inne, ale wstydziła się wszczynać znowu ten temat. Nigdy więcej Marta nie śpiewała "Elegii", Róża zaś nuciła ją ukradkiem w chwilach smutku