Typ tekstu: Książka
Autor: Kołodziejczak Tomasz
Tytuł: Krew i kamień
Rok: 2003
się spieszyć.
O, tak. Trzeba...
Okno banowej komnaty wychodziło wprost na wybrukowany kamienną kostką dziedziniec. Gdyby kogoś przez nie wypchnąć... Albo inaczej. Związać się z tym drugim liną. A potem skoczyć... Samemu uderzyć o bruk, lec tam na dole ze zmiażdżoną głową i strzaskaną piersią. A w chwilę później spadnie ban. Pociągnięty w dół liną, runie na dziedziniec, by spotkać się z Czarną Różą w chwilę po Doronie. Tak, jak mówiła wróżba.
Liść wyciągnął linę. Był już o trzy kroki od Penge Afry. Ban jęknął, opadł na kolana, spojrzał w twarz Liścia..
- Panie wielmożny, to nie ja... Wybacz... Daruj...
Doron już
się spieszyć.<br>O, tak. Trzeba...<br>Okno &lt;orig&gt;banowej&lt;/&gt; komnaty wychodziło wprost na wybrukowany kamienną kostką dziedziniec. Gdyby kogoś przez nie wypchnąć... Albo inaczej. Związać się z tym drugim liną. A potem skoczyć... Samemu uderzyć o bruk, lec tam na dole ze zmiażdżoną głową i strzaskaną piersią. A w chwilę później spadnie &lt;orig&gt;ban&lt;/&gt;. Pociągnięty w dół liną, runie na dziedziniec, by spotkać się z Czarną Różą w chwilę po Doronie. Tak, jak mówiła wróżba.<br>Liść wyciągnął linę. Był już o trzy kroki od Penge Afry. Ban jęknął, opadł na kolana, spojrzał w twarz Liścia..<br>- Panie wielmożny, to nie ja... Wybacz... Daruj...<br>Doron już
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego