do wagonu wsiedli żandarmi węgierscy.<br>W drzwiach przedziału stanął niski, pucołowaty żandarm,<br>drugi, na korytarzu niedbale oparty w okno, palił papierosa.<br>Niski sprawdzał dokumenty dokładnie; były "lewe", ale<br>bardzo dobre. Biorąc papiery od Frączystego, zapytał:<br> - Dokąd pan jedzie?<br> - Do Rożniawy na wesele, panie władzo, jadę, bo siostra<br>wychodzi za mąż - bezbłędnie odpowiedział Frączysty.<br> Wypadło to przekonującą, bo żandarm oddał mu dokument i<br>wyszedł. Jeszcze spojrzał na półki i oddalił się.<br> W Rożniawie czekał już z samochodem Józef Hliwak,<br>wspaniały człowiek. Od jesieni 1939 roku współpracował<br>z polskimi kurierami. Ruszyli, by jak najszybciej oddalić się od<br>stacji. Nagle konsternacja: "Profesor" oświadcza, że