którą tak marnotrawnie i lekkomyślnie ronisz po drodze. Żal mi ciebie, Suzanne. Pewnie mama tak cię nauczyła i nie potrafisz inaczej. Ech, cierp, Tytanio, cierp. Dotychczas byłem osłem, bo cierpiałem przez inne, teraz jestem osłem, bo inna cierpi przeze mnie. Nie ma tu nic, tylko cierpienie i osielstwo, chyba że bezbrzeżna nuda. Oj, Suzanne, bierze mnie chętka rozprawić się z tobą, zniszczyć w sobie twoim cierpieniem przeróżne rzeczy, które w ciągu całego życia niewoliły mnie i ściskały lepkimi mackami, och, ty Francuzko, ty paryżanko niewinna i ponętna.<br>Milczenie staje się nieznośne. Może bez zapowiedzi zacząć czytać Mickiewicza? Ech, też pomysł. Może