Rory, kiedy zrozumiał, że grunt sprawy jest grząski. To wszystko było dla mnie jasne. Jasne jak dzień. Ogarnęło mnie poczucie beznadziejności. Ale o tym, żeby nie pójść do monsignora Rigaud, przez chwilę nie pomyślałem. Nie wiadomo, co to jest, ale jak się zaprzęgnąć do czegoś, nawet jeżeli się to staje beznadziejne i nonsensowne, człowiek ciągnie i ciągnie.<br><br><tit>IX</><br>Wszedłem do gmachu. Portier skierował mnie na trzecie piętro. Do biur prowadziły olbrzymie schody o szerokich i niskich stopniach. Posuwając się w górę dotykałem kamiennej balustrady, za, którą rozciągał się wspaniały podwórzec. <page nr=60> Najchętniej przylgnąłbym do niej cały, tak była chłodna. Niepokoju nie czułem