które <br>otaczały go ze wszystkich stron, próbowały wciskać <br>się pod leżącego, a wreszcie zaczęły przebiegać <br>mu po plecach i wzdłuż nóg. Lekkie stąpania były <br>coraz bliższe głowy, aż wreszcie któreś ze zwierzątek <br>dotarło do karku i węsząc zbliżyło nos do ucha <br>Awaru.<br><br>Nie poruszył się i wtedy. Ogarnął go zupełny <br>bezwład, oddychał, z trudem wciągając powietrze <br>przez ściśniętą krtań. Zdawało mu się, <br>że dotykają go tysiące małych dłoni, że kłębi <br>się ponad nim nieprzebrane rojowisko milczących i nieuchwytnych <br>potworków, tworząc gigantyczny kopiec żywego futra, który <br>przygniata go do skały, pozbawia oddechu, dławi i obezwładnia.<br><br>Nagle zrozumiał, że znowu jest sam. Mieszkańcy