Typ tekstu: Książka
Autor: Uniłowski Zbigniew
Tytuł: Wspólny pokój
Rok wydania: 1976
Rok powstania: 1932
mózgu i wyobraźni, znękany rozpamiętywaniem przeszłości, zapadł się wreszcie w jakieś tępe osłupienie, pełne majaków i wizji, w coś, co nie można by nazwać snem człowieka szczęśliwego.
Nazajutrz Dziadzia i Zygmunt mieli ponure twarze, kręcili się leniwie po mieszkaniu, mówili głupstwa albo pili herbatę. Jesień już była w pełni, słońce blade, a powietrze jakby :rzadsze. Koło południa przyszła do łóżka Lucjana Teodozja i zapytała gburowato:
- Nie wstyd Ci to tak leżeć? Dzień jak wół i wszyscy na nogach.
- Wstyd mi, ale niezbyt dobrze się czuję. Wczoraj miałem krwotok.
- Niby krew ci ustami poleciała? Przecież możesz umrzeć od tego! Trzeba, żeby doktór
mózgu i wyobraźni, znękany rozpamiętywaniem przeszłości, zapadł się wreszcie w jakieś tępe osłupienie, pełne majaków i wizji, w coś, co nie można by nazwać snem człowieka szczęśliwego.<br>Nazajutrz Dziadzia i Zygmunt mieli ponure twarze, kręcili się leniwie po mieszkaniu, mówili głupstwa albo pili herbatę. Jesień już była w pełni, słońce blade, a powietrze jakby :rzadsze. &lt;page nr=168&gt; Koło południa przyszła do łóżka Lucjana Teodozja i zapytała gburowato:<br>- Nie wstyd Ci to tak leżeć? Dzień jak wół i wszyscy na nogach.<br>- Wstyd mi, ale niezbyt dobrze się czuję. Wczoraj miałem krwotok.<br>- Niby krew ci ustami poleciała? Przecież możesz umrzeć od tego! Trzeba, żeby doktór
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego