ukradli, w Tomsku ukradli...<br>Później nadszedł Sylwek Młodzianek i zaraz było widoczne, że jest mocno podpity. Coś przyśpiewywał, przytupywał chodakami, mrugał na Stacha głupio i ślinił się. W kątach ust bieliła mu się spieczona piana. Dłonie myszkowały niespokojnie. Zaczepiał Stacha, mówiąc doń zdania obraźliwe. Po chwili stawał się pochlebiający i błaznował nieudolnie, pragnąc zwrócić na siebie uwagę. Przeszkadzał Stachowi w pracy, a na domiar złego nie było wiadomo, czy zwady szuka, czy pomory.<br>Stacho odszedł wcześniej, niż zamierzał. Sylwek zniszczył nastrój spokojnego wieczoru sobotniego, a później położył się na kupie heblowin i zasnął. Zdrzemnął się także dziadzio Potrzeba, sen nachodził go