spadających na wieś pocisków, od których zapaliło się kilkanaście<br>obejść, a po której nastała złowroga, naładowana niepewnością i<br>oczekiwaniem cisza, przerywana od czasu do czasu wniebogłosami ludzkich<br>rozpaczy i rykiem bydła, gdzieś tak koło południa nadszedł front.<br> Siedzieliśmy w piwnicy, zatopieni w głośnej litanii do serca<br>Jezusowego, której przewodziła babka, bo tylko ona jedna umiała tę<br>litanię na pamięć, my jedynie powtarzaliśmy, zmiłuj się nad nami,<br>zmiłuj się nad nami, zmiłuj się nad nami, gdy nagle w górze otworzyły<br>się drzwi i w snopie zamglonego sierpniowego światła ukazał się Sasza,<br>z lufą pepeszy skierowaną ku nam w piwniczną ciemność. Najpierw rzucił