kielnia.<br> Nie, ci ludzie nie umieją nienawidzić! Na miejsce jednej maszyny nagromadzili stertę planów innej, zastąpią jedną - drugą i znowu zawirują koła, tryby zaczepią o tryby, pociągną, powloką, poniosą bezbronne drzazgi ludzkie, i znowu o czarne szprychy kół krwawić będą sobie ręce oszaleli z przerażenia Pierre'owie, niezdolni zatrzymać ich, osadzić bodaj na chwilę.<br> I wyciągnięta ręka Pierre'a kurczyła się, cofała w głąb, uniesiona nad poduszką głowa z wolna wchodziła w ramiona i za chwilę na sienniku, wciśnięty w ubitą słomę, leżał już nie człowiek, lecz żółw w nieprzeniknionej skorupie samotności <page nr=38>.<br><tit>VI</><br> Pewnego poranka, kiedy rozwieszone na rozgrzanych drutach gałęzi zielone łachmany