Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
naszą stronę. I gadają trele morele. Zmarzłem, bracie, aż mnie trzęsie. Chodźmy.
Zarzucili ciężkie worki na plecy i poszli w głęboką noc. Nad ranem, umęczeni jak dwaj katorżnicy, dowlekli się do osady nad Ubaganem. Zorza poranna wykwitła na niebie. Wasyl obudził śpiącego ojca. Pochwalił się arbuzami, a potem rzekł:
- Jurik boi się, że dostanie wciry od swojej matki. Chodź, tato, wybroń go.
I poszli z Samowałowem do ziemianki. Skończyło się na strachu, chwalić Boga. Arbuzy jadła Jaśka, Zosia, Ziuta, Stach i Mariuszek, jako wielki przysmak kładli po plasterku na kromce chleba. Były to jedyne owoce, jakie im się trafiły owego roku.

11
naszą stronę. I gadają trele morele. Zmarzłem, bracie, aż mnie trzęsie. Chodźmy.<br>Zarzucili ciężkie worki na plecy i poszli w głęboką noc. Nad ranem, umęczeni jak dwaj katorżnicy, dowlekli się do osady nad Ubaganem. Zorza poranna wykwitła na niebie. Wasyl obudził śpiącego ojca. Pochwalił się arbuzami, a potem rzekł:<br>- Jurik boi się, że dostanie wciry od swojej matki. Chodź, tato, wybroń go.<br>I poszli z Samowałowem do ziemianki. Skończyło się na strachu, chwalić Boga. Arbuzy jadła Jaśka, Zosia, Ziuta, Stach i Mariuszek, jako wielki przysmak kładli po plasterku na kromce chleba. Były to jedyne owoce, jakie im się trafiły owego roku. <br><br>11
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego