gra się przecież nieźle, a uczniów o polskich nazwiskach w amerykańskich szkołach nie brakuje. Wydaje mi się, że perspektywa zdobycia wykształcenia w kraju ojców lub dziadków, poznania kultury i obyczaju starej ojczyzny może być dla młodego koszykarza atrakcyjna. Oczywiście, nie będą to gracze wyśmienici, ale też przywiozą ze sobą masę boiskowych przyzwyczajeń, których naszym najlepszym tak bardzo brakuje. Poza tym, co chyba znacznie ważniejsze, kilku przybyszów z daleka ma szansę ożywić ogólny marazm panujący na ligowych parkietach, pomóc samą swoją obecnością w odbudowaniu wiary, entuzjazmu i zapału, który naszym koszykarzom przecieka jakoś przez palce. Czyżby więc nadzieja na odbudowę polskiej koszykówki