po nim przyszedł Październik 1956 roku, ale zostało przekonanie, że we frontalnym, siłowym starciu z władzą się przegrywa. A ci z Wybrzeża wygrali i to było wydarzenie z trudem mieszczące się w głowie. Przez to zderzenie faktu ze świadomością robotnicy Gdańska i Szczecina jawili się nam w Warszawie, niespokojnej, ale bojaźliwej, ciągle tkwiącej przed Grudniem, jako ludzie z innego, lepszego materiału. Podziwialiśmy ich czyn, aleśmy ich nie widzieli. Tkwili za dymną zasłoną prasy i telewizji. I oto teraz patrzyłem w twarze pary gdańskich "kosmitów". Nie wiem, kim byli i w jakich okolicznościach ich schwytano. Dla mnie nie byli rabusiami, lecz twarzą