rodzicami, bo Małgorzata musi go karmić co godzinę.<br>W poniedziałek, gdy oberwała się chmura, Małgorzata wraz z synkiem była w domu. Zrobiło się ciemno jak w nocy i lało przez kilka godzin. Mąż wrócił z pracy z Gdańska na piechotę, bo przestała działać komunikacja. Dojechał tylko do Pruszcza. Na Oruni brodził po kolana w wodzie.<br>Gdy w kilku miejscach pękł wał na Raduni, woda zmieniła bieg, pędząc szarym szumnym nurtem ulicami i uliczkami. Najpierw tylko podmywała mury, potem wdzierała się do środka - do piwnic, do domów, wszędzie. Niosła kamienie, muł, fekalia. Zrywała nawierzchnie ulic. Zalewała samochody.<br>- <q>Ludzie nie wiedzieli, co się