wieczór.<br>Jego towarzysze, przerażeni i osamotnieni, jeszcze przez wiele dni utrzymywali, że Massud żyje, nie może mówić, ale ma się coraz lepiej, chodzi o własnych siłach i lada dzień spotka się z dziennikarzami na konferencji prasowej. Obawiali się, że na wieść o śmierci komendanta jego partyzancka armia rozbiegnie się, rzuci broń, zwątpi w możliwość zwycięstwa i sens walki.<br>Właśnie na to licząc, już nazajutrz po zamachu na Massuda talibowie przystąpili do wściekłych ataków na ostatnie reduty jego partyzanckiej armii.<br>- W ostatnich latach Massud bardzo się zmienił, jakby dojrzał. Z komendanta wyrósł na przywódcę. Pojął chyba w końcu, że ani on sam