nie dał się długo prosić. <br><br>Wrocław, czwartek 1 grudnia, <br>godzina wpół do jedenastej rano<br>Mockowi pękała czaszka. Nadmiar tytoniu, czarnej kawy, niepotrzebna flaszka wódki wczoraj, niepotrzebne dwa piwa dzisiaj, napięte nerwy, stos akt, ruina małżeństwa, pochyła kaligrafia raportów i akt, uparte przebieganie oczami akapitów w poszukiwaniu wyrazów zakończonych na -strasse, brudne tasiemki wiążące akta, obumieranie uczuć, rozdmuchany kurz, poczucie beznadziejności i bezskuteczności archiwalnej kwerendy - to wszystko mąciło bystrość umysłu Mocka, który kilka godzin wcześniej popisywał się wobec Reinerta i Kleinfelda precyzyjną gramatyką śledztwa.<br>Teraz ściskał skronie i próbował nie dopuścić do rozsadzenia czaszki przez głuchy i uparty ból. Z rezygnacją musiał