Typ tekstu: Książka
Autor: Marek Soból
Tytuł: Mojry
Rok: 2005
bezwietrznie, nie śpiewały ptaki, zaczynała się wiosna, pora, gdy wszystko powoli, leniwie zaczyna się budzić ze snu. W pobliżu nie było żadnej drogi, żadnego źródła hałasu, tylko gdzieś daleko ujadał pies, czasem zapiał kogut, krzyknął jakiś ptak. W tej koszmarnej ciszy usłyszałam mlaśnięcie i zobaczyłam końskie łajno spadające do sąsiedniej bruzdy, a potem patrzyłam, jak stary wałach sika szerokim strumieniem. Koński mocz pienił się i mieszał z ziemia, pryskał na boki, i twarz Pawlika pokryła się czarnymi kropkami, na policzkach, wargach i wytrzeszczonych w niebo gałkach ocznych zastygały maleńkie grudki mokrej ziemi.
Potem zobaczyłam księdza. Szedł droga ze wsi, powoli, zamyślony
bezwietrznie, nie śpiewały ptaki, zaczynała się wiosna, pora, gdy wszystko powoli, leniwie zaczyna się budzić ze snu. W pobliżu nie było żadnej drogi, żadnego źródła hałasu, tylko gdzieś daleko ujadał pies, czasem zapiał kogut, krzyknął jakiś ptak. W tej koszmarnej ciszy usłyszałam mlaśnięcie i zobaczyłam końskie łajno spadające do sąsiedniej bruzdy, a potem patrzyłam, jak stary wałach sika szerokim strumieniem. Koński mocz pienił się i mieszał z ziemia, pryskał na boki, i twarz Pawlika pokryła się czarnymi kropkami, na policzkach, wargach i wytrzeszczonych w niebo gałkach ocznych zastygały maleńkie grudki mokrej ziemi.<br>Potem zobaczyłam księdza. Szedł droga ze wsi, powoli, zamyślony
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego