bezbożnie, stanął mocno na nogach i ciął raz jeszcze, tym razem odrąbując głowę do końca i odwalając całe niemal ramię. Czarny rycerz runął w płytką przybrzeżną wodę, tłukąc się tam, rzucając i kopiąc w konwulsjach. Długo trwało, zanim znieruchomiał. <br>Hayn von Czirne odepchnął od kolan obracanego prądem trupa kusznika w brygantynie. Dyszał ciężko. <br>- Co to było? - spytał wreszcie. - Co to, na Lucyfera, było? <br>- Jezu, bądź miłościw... - mamrotał stojący obok Fryczko Nostitz. - Jezu, bądź miłościw... <br>Rzeczka Węża śpiewnie szumiała na kamieniach.<br>*<br>Reynevan tymczasem uciekał, a szło mu tak, jak gdyby całe życie nie robił nic innego, tylko galopował w więzach. A galopował