pokonywał dziennie większe odcinki3 i nocował w innych kwaterach niż mama ze swoimi pędrakami. A teraz, przy odjeździe, robiło się człowiekowi jednak tak rzewnie na duszy, ale mam była przecież obok i niania4 też, więc szybko się rozweselaliśmy. Stangret strzelał z bata i krzyczał "wiooo!", konie tupiąc żwawo wprawiały podróżną brykę w ruch. W prowincji mało było szos, kołysało nami porządnie, trzęsło na wszystkie strony. Dopóki byliśmy w Raudonatschen5 wyglądaliśmy przez okno, bo wszędzie jeszcze stali ludzie, pozdrawiali nas, mamcia dziękowała, a my zawsze kłanialiśmy się wraz z nią. Potem zaczynało się rozglądanie po wozie. Ach, sam fakt, że mieliśmy w