Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
mrowie białych iskier. Lód skuł rzeki i stawy. W taki mroźny poranek Jassmont rąbał drewno przy drewutni, układał polana w naręcza. Miał dzienną normę, dziesięć naręczy, i w domu będzie ciepło. Co jakiś czas spoglądał w stronę domu. Okno od kuchni szkliło się natarte mrozem, a sztywny dym z komina buńczucznie wgryzał się w jasne niebo. Pięknie - pomyślał. Róża wyszła na ścieżkę w tym okropnym szlafroku zarzuconym na ramiona i z gołą głową.
- Giovanni, mamy gościa, pozwól na chwilę - uradowana, powiedziała z dziewczęcym uśmiechem, przykładając dłoń do oczu.
- Kto przyszedł?
- Konstanty. Chodź, zobacz, co przyniósł z sobą.
Konstanty przywitał go okrzykiem
mrowie białych iskier. Lód skuł rzeki i stawy. W taki mroźny poranek Jassmont rąbał drewno przy drewutni, układał polana w naręcza. Miał dzienną normę, dziesięć naręczy, i w domu będzie ciepło. Co jakiś czas spoglądał w stronę domu. Okno od kuchni szkliło się natarte mrozem, a sztywny dym z komina buńczucznie wgryzał się w jasne niebo. Pięknie - pomyślał. Róża wyszła na ścieżkę w tym okropnym szlafroku zarzuconym na ramiona i z gołą głową. <br>- Giovanni, mamy gościa, pozwól na chwilę - uradowana, powiedziała z dziewczęcym uśmiechem, przykładając dłoń do oczu. <br>- Kto przyszedł?<br>- Konstanty. Chodź, zobacz, co przyniósł z sobą.<br>Konstanty przywitał go okrzykiem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego