przez labirynty, ślimaki, betonowe płaszczyzny. Piekło, nie miasto!<br>Zrealizowano je w kraju, gdzie niebo jest jak z płócien van Gogha. A to, co wyrabiają mgły na ciemnoniebieskim podkładzie, to efekty na poły malarskie, na poły pirotechniczne. Nad ranem od strony jeziora podnoszą się dekoracyjne dymy, z wielkiej miski budynku Kongresu buchają kłęby pary. Długie szeregi ustawionych jak wojsko gmachów ministerstw otula kadzidlany pył. Po południu i przed wieczorem zaczyna się z kolei wielki pokaz z chmurami, są one na zmianę kłębiaste, strzępiaste, przetarte. Płyną po niebie jak okręty żaglowe, pozują fotografom, zadziwiają mniej do tego przywykłych przechodniów. Ceglasta ziemia, ultramaryna nieba