się do swoich soków... Angeli już nie było, zniknęła na dobre w festiwalowym młynie, za to nerwowym krokiem przemierzała taras naga dziewczyna, przepłoszona łania... No, prawie naga, miała przecież strzępki materiału na łonie i piersiach, niewygodne w tej ucieczce z plaży przed słońcem czerwonym w czarnej szczelinie fikcyjnego zmierzchu, przed burzą wchodzącą w zatokę, w szybkim ruchu ciała, które umie tylko tańczyć. Skrzydeł, skrzydeł, zobaczyć się w oczach innych, nie gnieść piękna po sypialniach i lustrach. Stary pisarz podsunął mi swoją pustą szklankę. <br>ŤDaj mi trochęť - poprosił i pochylił głowę nad czerwonym rozkołysanym płynem. Czujnie obwąchiwał tę odrobinę, jaką mu wlałem