autoreformacji, nieustannego kwestionowania wszystkich skończonych przecie form czy to dyskursu, czy też pewnych struktur cywilizacyjnych. Stąd ten Kościół, który tyle narobił w swoim czasie złego, jednak nieustannie ulegał reformom - w końcu gdyby nie było tego ciągu reform w sprawach myślenia i strukturach, które wydawały się już stężałe na wieki, to by nie było Jana Pawła II. I Kościół by przegrał, gdyby się nie kwestionował, a nie mógłby się kwestionować, gdyby to nie należało do jego istoty. Jest zbyt związany z Absolutem, żeby mógł ulegać po prostu modom, naciskom zewnętrznym - to się dzieje gdzieniegdzie, ale nie mogłoby się to dziać w głównym nurcie życia