przyglądać się ich pracy, tryskającym z sykiem iskrom, płomykom niebieskim, niesamowitym, od czego później bolały go zaczerwienione oczy. Krocie iskier przypominały mu zimne ognie na choince, której nie widział już dawno. Dla spawaczy żywił wielki podziw i był bardzo dumny, kiedy każdy z nich ścisnął mu rękę na pożegnanie.<br>Zima była blisko. Przemijał rok 1941. Nocami chwytały przymrozki, rano szron lśnił na kępach traw. Woda w rzece oziębła, odstręczała od kąpieli. Przyjechała ciężarówka z oporządzeniem: każdy dostał na zimę kufajkę, watowane portki, czapkę z nausznikami, rękawice z jednym palcem i walonki, czyli wojłokowe buty wysokie do kolan. Z chmur gromadzących się nad